4 sty 2011

I z kogo się śmiejecie?...


Stephen Frears w niezmiennie wysokiej formie artystycznej! Do kin trafia właśnie jego „Tamara i mężczyźni” – ekranizacja komiksu brytyjskiej ilustratorki Posy Simmonds, luźno opartego z kolei na prozie Thomasa Hardy'ego.

Nazwisko ostatniego pana pojawia się w filmie równie często co imię tytułowej filmowej protagonistki. O Hardym pisze bowiem książkę Glen, jeden z pensjonariuszy domu Nicholasa i Beth dla tworzących w ciszy i na tle wiejskich krajobrazów hrabstwa Dorset autorów. Tamara Drewe to z kolei londyńska dziennikarka powracająca w stare strony, by zająć się pisaniem (a jakże!) historii rodzinnej, w czym udatnie pomóc ma twórcze sąsiedztwo i piękny stary dom. W życiu tytułowej trójki (jak i pozostałych bohaterów) sporo namieszają, niczym mitologiczne Mojry, dwie nudzące się na autobusowym przystanku nastolatki.

W tej udanej mieszance czarnej komedii, komedii pomyłek oraz komedii charakterów nie może być mowy nawet co najwyżej o przeciętnym aktorstwie. Frears ma na koncie współpracę nie tylko z czołowymi postaciami brytyjskiej sceny teatralnej oraz z branży filmowej (Mirren, Hoskins, Dench, Cromwell), w jego filmach zagrali też przecież Malkovich, Julia Roberts, Tim Robbins czy Kathy Bathes. W „Tamarze Drewe” nie pojawiają się może nazwiska z pierwszych linijek filmowych list płac. Dostajemy jednak solidne aktorstwo grywającej głównie w produkcjach telewizyjnych Tamsin Greig w roli właścicielki pensjonatu czy odtwarzającego postać jej niewiernego, narcystycznego męża Rogera Allama („Królowa” Frearsa, „V jak vendetta”). Świetnie odnajduje się w komediowej roli zagubionego Amerykanina Bill Camp, w którego filmografii z bardziej znanych obrazów widzowie znają pewnie odmienne gatunkowo: „Wrogowie publiczni” i „Droga do Zatracenia”. Nie zachwyciło mnie jednak aktorstwo trzech tytułowych postaci. Z trójki aktorów – Gemmy Arterton w roli Tamary i jej „mężczyzn”: Luke'a Evansa i Dominica Coopera najlepiej wypada ten ostatni, odtwarzający rolę współczesnego fircyka (w zalotach, oczywiście!).

Frears dodał do ironii komiksu Simmonds sporo ostrego smaku, błyskotliwe dialogi bawią cały czas. Gdy wymienić jeszcze: dwa trupy, miłosną chemię, żonę zarażoną syfilisem, kolacje z kryminałem, stado krów, kozę z rują i Plastic Fantastic – już nie przeszkadza, że reżyser naśmiewa się ze starych brytyjskich stereotypów. Cała sztuka polega na tym, by na pytanie: i z kogo się śmiejecie, odpowiedzieć z takim wdziękiem jak robi to Stephen Frears: z samych siebie się śmiejemy!

2 komentarze:

  1. Musiałem spojrzeć do Wiki, by wszystko zrozumieć...

    OdpowiedzUsuń
  2. idziemy z moimi siatkarkami, a jak wrócimy to Ci napisze czy miałaś rację :P buziaki słodkie

    OdpowiedzUsuń