6 sty 2010

„Niechciana chata”

To nie jest polskie „Fargo”, to nie jest film Quentina Tarantino jak chcą niektórzy. To jest „Dom zły” Wojciecha Smarzowskiego. Niech tytuł i nazwisko mówią same za siebie. A teraz oklaski, proszę państwa!

W zimie stulecia (którą zresztą wspominali ostatnio przy wigilijnym stole Rodziciele) roku wcale nie-Pańskiego 1982 (dzieci wojny nie pamiętają, ale wiedzą, o co chodzi...) w progu zrujnowanego domu staje w towarzystwie milicjantów w walonkach Edward Środoń. Nie jest to wizyta towarzyska, choć na pozór mogłaby na taką wyglądać – jest i bimber, i zakąski, i przedstawiciele z „wyższych sfer” w postaci choćby prokuratora (który przez pół filmu dochodzi do stanu użyteczności). Towarzystwo ma jednak poza obalaniem w kolejce kolejnych kielonków inne sprawy na głowie, a rekonstrukcja morderstwa, do jakiego doszło w domostwie parę lat wcześniej – nie wydaje się im najważniejsza. Jakby tego mało, nieprzyjemne delirium tremens, trwa do samego końca.

Smarzowski zebrał do kupy najmniej urocze facjaty polskiego kina – nie ukrywajmy. Są więc i Dyblik, i Jakubik (Środoń to pewnie jego rola życia!), z wielką radością ujrzałam mamroczącego Lubosa :). Pojawiają się aktorzy ze srebrnego ekranu (bo Smarzowskiemu zdarzało się popełniać też „BrzydUlę”) i oczywiście świetny „złotopolski” Topa, który – jak pamiętam – obok Lubosa w „Boisku bezdomnych” (mimo małej rólki) pokazał sporo, tu, jako porucznik Mróz, zdawałoby się: ostatni sprawiedliwy – jeszcze więcej. Jeśli obok tych nazwisk postawić duet Kingi Preis i Mariana Dziędziela – nawet już tylko po to warto oglądać!

Ja natomiast, poza kulminacyjnymi scenami filmu, zapomnieć nie mogę muzyki Mikołaja Trzaski. Sposób, w jaki ten pan buduje napięcie w elektryzujących kawałkach – przewyższa dość „klasyczne” w tym wypadku „Olé” Coltrane'a z „Czterech nocy z Anną”.

Na inną modłę, z Vondrackową w tle :)



PS. Tytuł nie mógł być inny... ;)

1 komentarz:

  1. Wiesz Mała, dla mnie ten film to przede wszystkim aktorzy: Topa, Lubos, Dziędziel, Preis i Więckiewicz. Cały klimat, całą tą zimę stworzyli oni.
    Tylko ten Jakubik taki "popitolony" i ten poród...czy my zawsze musimy pokazać cud narodzin jak zarzynanie krowy w przydomowej rzeźni? Pozostał wstrętny posmak.

    OdpowiedzUsuń