12 cze 2009

O mieście

Widziany daaawno już, bo ubiegłej jesieni, film Winterbottoma „Genova”, na początku lekko mnie zniechęcił. Bo jakiś taki niemrawy, ni to dramat obyczajowy, ni to kryminał, o ojcu, który po rodzinnej tragedii decyduje się na roczny pobyt z córkami we Włoszech.

A tymczasem przenosimy się z zimowej scenerii do upalnego miejskiego krajobrazu pełnego słońca i półcieni wąskich uliczek. Włoskie miasto przyciąga przybyszy zielonymi tarasami i gwarem kafejek, a zarazem odpycha ich labiryntem podobnych do siebie uliczek. Wprowadza w stan hipnozy, by potem zrzucić z krawędzi w przepaść. Kierując swoich bohaterów uliczkami Genui, Winterbottom konsekwentnie buduje napięcie na miarę Hitchcockowskiego suspensu, które znajduje ujście dopiero w finale.

Bardzo nietypowy to film i doskonale skadrowany, o ciepłych barwach placów, alei i plaż mieszających się z cieniami uliczek, w których diabeł mówi dobranoc oraz lasów otaczających piękne miasto. W sam raz jako przedsmak wakacyjnych wojaży, z tajemnicą w tle. W sam raz zamiast lektury letniego kryminału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz