11 lut 2009

...bo nie pokazali jak umiera

No, nie pokazali... Ciężko byłoby pokazać, jak odchodzi legenda. „Zapaśnik” Darrena Aronofsky'ego jest właśnie o powolnym odchodzeniu żywej legendy. Randy „The Ram” Robinson stanowi wzór naśladownictwa kolegów po fachu – zawodowych zapaśników. Piszę „po fachu”, bo ciężko uznać imitowane ciosy i samookaleczanie się dla potrzeb rozszalałej publiczności jako sport.

Randy żyje więc głównie z weekendowych walk, zaprzedając im całe swoje życie i zdrowie, a nawet relacje z ludźmi. Mit trzeba podtrzymywać nieustannie – Randy zgadza się więc na powtórkę głośnej walki sprzed 20 lat. Tymczasem plany te stają pod znakiem zapytania, gdy bohatera dopada atak serca. Tygodnie leczenia sprawiają, że Randy bierze pod lupę swoje życie, wkłada na nos okulary, fotografuje się z fanami na spotkaniu stetryczałych zapaśników-emerytów. Aż w końcu wykręca numer telefonu do córki. Próby nadrobienia straconego czasu – co było do przewidzenia – pomimo szczerych chęci, spełzają na niczym. Będą jeszcze nieudane amory ze striptizerką. Ale show must go on, a czas do umówionej walki leci nieubłaganie. Randy wkłada więc znowu obcisłe kolorowe rajtki i wpada na ring.

Pewien socjolog nazwał Amerykanów społecznością bohaterską. Taką, w której poza grą nie ma nic. Jeśli ktoś nie przyjmie zasad gry, czeka go wyobcowanie, półczłowieczeństwo, zbędność. Przeczytałam gdzieś, że Amerykanie nie dorobili się nigdy - w odróżnieniu od tragizujących wiecznie Europejczyków – mitologii ludzi przegranych. W Ameryce jeśli ktoś przegrywa, jest już odważny, bo akceptuje zasady gry. Jeśli Amerykanin jest grą zmęczony, to jest moralny, bo podjął ryzyko i wziął w grze udział.

Dlatego oglądając „Zapaśnika”, nieustannie wracałam w myślach do „Za wszelką cenę” Eastwooda. Bo kreując sylwetki obu głównych postaci z tych filmów, wyciągając je na światło dzienne gdzieś z prowincjonalnych dziur, niechlujnych, mało inteligentnych, samotnych i pozostawionych samych sobie – Eastwood i Aronofsky tworzą nowy, specyficzny gatunek postaci tragicznych. Jeśli bohaterowie przestają być bohaterami, jeśli chcą być tylko ludźmi, jeśli porzucają grę – to albo się ich unieszczęśliwia na amen, albo odbiera prawo do filmowego żywota. Albo, co bardzo inspirujące, porównuje do Jezusa ;)

1 komentarz:

  1. chciałam tylko zwrócić uwagę na "gumową" charakteryzację, która nie do końca mnie przekonała; miało być tak realnie, a jakoś świeciło plastikiem i pudrem, feeee

    OdpowiedzUsuń