Jest dobry – kowboj starego gatunku, człowiek zasad, choć interpretowanych czasem w dziwaczny sposób. Uparty, spokojny, cierpliwy.
Jest zły – zdegeneroerwany człowiek prawa i porządku, o kamiennym sercu i wciąż nie zaspokojonym libido. Rasista, nieokrzesaniec, egoista.
Jest brzydki – Meksykanin Melquiades Estrada, któremu anioł śmierci zgotował trzy pogrzeby. Zieleniejący coraz bardziej, walczący z mrówkami, odbywający ostatnią podróż, przewieszony przez siodło.
w „Trzech pogrzebach Melquiadesa Estrady” Tommy'ego Lee Jonesa to nie same pochówki są najważniejsze, tylko część filmu zatytułowana „Podróż”. Pierwszy z bohaterów realizuje w niej daną przyjacielowi obietnicę, drugi zabrany zostaje przymusem i odbywa w ten sposób podróż swojego życia. Trzeci w sumie nie ma nic do powiedzenia, jest tylko niemym świadkiem przesuwających się piaszczystych, surowych pejzaży Meksyku, zmierzającym do swojej małej ojczyzny między dwoma wzgórzami.
Mocno zapadający w pamięć film. Wątpię, czy można lepiej opowiedzieć dziś o naszej współczesnej moralności, a raczej – o jej braku.
25 maj 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz