30 lip 2009

Przedawkowanie

Podobno tlen jest jedyną rzeczą, której nie da się podrobić, by człowiek mógł żyć. Tak przynajmniej sądzi Iwan Wyrypajew, reżyser „Euforii”, który do Wrocławia przyjechał z Karoliną Gruszką i nowym filmem. „Tlen” oparty został na sztuce samego Wyrypajewa, której realizacje można oglądać też na deskach kilku teatrów w Europie.

Z tropu zbija nietypowa kompozycja filmu, który rozpisany został w zasadzie na utwory muzyczne, wideoklipy bardziej, niż tworzącą klasyczną fabułę ciąg przyczynowo-skutkowy. Umieszczona po części w Moskwie „akcja” skupia się na spotkaniu Saszy i Saszy (!). I tyle o „fabule”...

Tym, co jeszcze bardziej zbija z tropu i uniemożliwia jednoznaczną ocenę „Tlenu”, jest jego stylistyka. Utwór Wyrypajewa jest bowiem zaskakującym melanżem kina, teatru, wideoklipu i animacji. Każda z kompozycji posiada własną ścieżkę muzyczną, rozpoczyna się planszą z tytułem, a na samym początku w niebieskiej ramce, obwodzącej obraz niemal przez całe 80 minut, widzimy listę utworów, niczym tylną okładkę płytową. Całość podana w szybkim, czasem pulsującym montażu, korzystającym z powtórzeń, licznych stopklatek, fajerwerków i efektów specjalnych. Był taki moment, że pomyślałam: „Jeśli ten pan tylko takie cuda chce mi proponować, to za takie kino dziękuję”. Zostałam jednak do końca...

Innym novum są melorecytacje aktorów, posadzonych przed mikrofonem i kamerą w zwykłym studio nagrań. Ich teksty nawiązują, w przypadkowej kolejności, do biblijnego Dekalogu. Rytm recytacji oparty został podobno na rytmie właściwym rosyjskiemu przekładowi Biblii. Po pokazach urządzanych na innych festiwalach pojawiły się głosy, że Wyrypajew chce być reprezentantem pokolenia młodych rosyjskich „beztlenowców”. O jakiejkolwiek identyfikacji mowy być nie może, autor filmu i sztuki odżegnuje się od takich powiązań, poza tym wystarczy zerknąć na rok urodzenia twórcy (1974), by wiedzieć, że łączenie tego nazwiska z nastolatkami i rocznikami 80. jest co najmniej niepoważne.

Gdyby szukać motywu przewodniego w tym estetycznym żywiole – to na upartego można mówić o zaniku etyki, o co Wyrypajew posądza młodych Rosjan, co w zasadzie odkryciem Ameryki (czytaj: nowej Rosji) nie jest. Ideologiczny wydźwięk jednego fragmentu, w którym reżyser umieszcza i Dżihad, i World Trade Center i jakieś dwuznaczne slogany o szaleństwie miłości - już naprawdę pasują tu jak kwiatek do kożucha.

Co więc zostaje po dojrzałym aktorstwie, muzycznych eksperymentach, biblijnym rytmie, obrazkach amerykańskich żołnierzy, innowacyjnej formie „Tlenu” i katharsis? Reżyser odpowiadając na pytania po pokazie, nawet nie starał się filmu bronić, wciągając słuchaczy w dziwne historie o artystycznych poszukiwaniach. Odnoszę wrażenie, że eksperymenty z „Tlenem” mogły artystę przerosnąć. W końcu przedawkować tlen nie jest tak trudno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz