Czy zdarza się komuś:
– nie pójść na imprezę, po akurat dostaliście szukany od lat film?
– nie odebrać telefonu, bo koniecznie chcieliście usłyszeć po raz tysięczny ulubiony dialog w filmie?
– jechać samemu autobusem nocnym pełnym szemranego towarzystwa, bo uciekł ostatni tramwaj, a trzeba było obejrzeć dołujący koniec filmu?
– pojechać na drugi koniec kraju na festiwal filmowy z niepełnym ekwipunkiem, zmoknąć w burzową noc na polu namiotowym i obejrzeć parę średnich filmów?
– najpierw uparcie wciskać przyjaciołom swoje filmy, a potem z powodu tęsknoty maniacko upominać się o jak najszybszy ich zwrot?
– wtrącać się do rozmowy nieznajomym w tramwaju/pociągu/samolocie (niepotrzebne skreślić), by poprawić merytoryczne błędy filmowe?
– przychodzić do pracy grubo spóźnionym, bo całą noc nadrabiało się braki filmowe?
– najpierw burzliwie pokłócić się w kinie z widzem o mało znanego reżysera, a potem stoicko siedzieć obok niego (widza!) podczas seansu przez bite 2 godziny?
– wyjść po angielsku ze służbowego spotkania i tym sposobem (prawie) obrazić Bardzo Ważnego Redaktora, bo w tym samym czasie trzeba zobaczyć Bardzo Ważny Film?
– kłócić się o prawidłową wymowę tytułów filmowych od Tarantino?
Mnie się nie zdarza. U mnie tak JEST. :o)
3 sty 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jestem dumna ze "zdarzenia" przedostatniego ;) Bardzo Ważny Redaktor powinien znać swoje miejsce w szeregu i powoli ustępować miejsca młodym, utalentowanym znawcom filmu, tym razem (wyjątkowo) literatura na bok :)
OdpowiedzUsuń