3 sty 2009

...czasem tak jest...

Czy zdarza się komuś:

– nie pójść na imprezę, po akurat dostaliście szukany od lat film?

– nie odebrać telefonu, bo koniecznie chcieliście usłyszeć po raz tysięczny ulubiony dialog w filmie?

– jechać samemu autobusem nocnym pełnym szemranego towarzystwa, bo uciekł ostatni tramwaj, a trzeba było obejrzeć dołujący koniec filmu?
pojechać na drugi koniec kraju na festiwal filmowy z niepełnym ekwipunkiem, zmoknąć w burzową noc na polu namiotowym i obejrzeć parę średnich filmów?
– najpierw uparcie wciskać przyjaciołom swoje filmy, a potem z powodu tęsknoty maniacko upominać się o jak najszybszy ich zwrot?

– wtrącać się do rozmowy nieznajomym w tramwaju/pociągu/samolocie (niepotrzebne skreślić), by poprawić merytoryczne błędy filmowe?
– przychodzić do pracy grubo spóźnionym, bo całą noc nadrabiało się braki filmowe?

– najpierw burzliwie pokłócić się w kinie z widzem o mało znanego reżysera, a potem stoicko siedzieć obok niego (widza!) podczas seansu przez bite 2 godziny?

– wyjść po angielsku ze służbowego spotkania i tym sposobem (prawie) obrazić Bardzo Ważnego Redaktora, bo w tym samym czasie trzeba zobaczyć Bardzo Ważny Film?

– kłócić się o prawidłową wymowę tytułów filmowych od Tarantino?


Mnie się nie zdarza. U mnie tak JEST. :o)

1 komentarz:

  1. jestem dumna ze "zdarzenia" przedostatniego ;) Bardzo Ważny Redaktor powinien znać swoje miejsce w szeregu i powoli ustępować miejsca młodym, utalentowanym znawcom filmu, tym razem (wyjątkowo) literatura na bok :)

    OdpowiedzUsuń